Cześć! Jestem Kamila i mam 21 lat. Jakiś czas temu, wymarzyłam sobie wzmacniającą przestrzeń do działania społecznego i… dzisiaj staram się ją tworzyć – dla siebie i innych.
Często zaczynam od „u nas na wsi”, bo przekonałam się, że często rzuca to na sprawę zupełnie nowe światło, również (albo i przede wszystkim), jeśli mówię o edukacji, aktywności społecznej/zawodowej lub polityce.
Miałam to szczęście, że wychowywałam się z myślą, że zaangażowanie jest ważne, że okolica jest ważna, że życzliwość sąsiedzka jest nawet bardzo ważna. Odkąd pamiętam, za sprawą moich rodziców, zdawałam sobie sprawę z tego, że polityka wpływa na moje codzienne życie, czego niestety wielu ludzi, nawet dorosłych, zdaje się wciąż nie odczuwać. Albo wypierać.
Chciałam być świadoma i zaangażowana. Oczywiście zaczęło się od parafii (no bo gdzie indziej by mogło?) – przez małe akcje charytatywne polegające raczej na kwestowaniu dotarłam do harcerstwa. Te ostatnie jednak trzeba było sobie zorganizować od początku. Robiła to moja siostra, potem ja. To dopiero było wyzwanie, z którym męczyłam się latami. Nie potrafiłam odpuścić. Po prostu bardzo mi zależało.
Śmieję się, że w harcerstwie, pod kątem działania, doświadczyłam chyba wszystkiego, co najgorsze, ale i wiele z niego wyniosłam – kleszcze, umiejętność pracy zespołowej, bilety kolejowe, przyjaciół. To tam zrozumiałam, jak ważny jest zespół – każda osoba w nim i jej komfort działania; że nie wszystko załatwia „dobra” osoba liderująca. I że nie wszystko ode mnie zależy. A hierarchia w organizacji jest, a przynajmniej bywa, destrukcyjna dla jej działaczy i dla niej jako całości.
Wchodziłam w jeszcze wiele różnych miejsc, m.in. do młodzieżowych organów doradczych przy ministrze edukacji i ministrze klimatu. I paradoksalnie, mimo wyraźnych komunikatów, że nasze zdanie nie jest ważne, że mamy spełniać tylko wizerunkową rolę, zachęciło mnie to do polityki. Ale zupełnie innej. Właśnie takiej, jakiej nie poznałam, czyli rzetelnej, otwartej, równej i różnorodnej, postępowej, solidarnościowej i skutecznej.
I na jej rzecz staram się pracować, nie rewolucyjnie (choć i to jest potrzebne), ale oddolnie, w takim tempie, jakiemu lokalne społeczności są w stanie sprostać. Do tego rozwijająca się Fundacja Edukacji i Aktywizacji Społecznej jest narzędziem. I stąd kampania #mamwybór na te, ale i każde kolejne (czy samorządowe, czy europejskie) wybory.